Biurokracja - moja przygoda w urzędzie......


Autor: waldi-1
Tagi: seks   kasa   emo   pieniądze   piersi   urzędy   unia   fundusze  
03 marca 2008, 17:58
Biurokracja….
Jeśli ktoś z was kiedykolwiek załatwiał coś w polskich urzędach, nosił pit, czy cokolwiek innego do urzędu, lub miał coś z tym do czynienia. Ten na pewno czuje o czym będę pisał.
Jak mnie wkurwia że w tym kraju zwanym Polską, trzeba kurwa błagać, korzyć się, i ogólnie kurwa płaszczyć w urzędzie! Ale pytanie poco? Przecież ta Pani co siedzi gdzieś w okienku, ma kasę z moich i twoich podatków, przecież to ty i ja jej płacimy pensję, ubezpieczenie, ZUS, etc. To ja i ty sponsorujemy wyjazdy jej dziecka na kolonie (jeśli oczywiście fundusz socjalny działa jak trzeba). A mimo to idziemy tam jak po prośbie… wiem że nie wszędzie tak jest, są normalni ludzie z którymi łatwo się dogadać, przyjemne i miłe panie, wyrozumiałe. Wiem że takie urzędy też istnieją, i często spotykam takich ludzi na swojej drodze, ale częściej spotykam urzędników którzy w dupie mają mnie i cała resztę petentów, i chcą przesiedzieć te 8h ….
Kiedyś miałem się dowiedzieć o jakieś tam dofinansowanie unijne, wiec zapierdalam sobie radośnie do pewnego urzędu, tam do odpowiedniego pokoju ( piechotą bo nie było napisane piętro – mój błąd). Ale zanim dalej to jak wyglądał pokój – 4 biurka przy każdym jakis urzędnik, jedna babka zajęta drugiego niema a reszta siedzi nic nie robi. Wiec ja podbijam do pierwszego z brzegu i mowie z czym przychodzę, dla porządku nazwijmy go urzędnikiem X (to ważne) a naprzeciw niego siedzi Y (który nic nie robił), no wiec mowie dla gościa tłumaczę, co i jak, on wysłuchał i mówi że musze zejść 3 pietra niżej. (AAAAAA zapomniałem to była godzina 14 to też ważne). No to ja zapierdalam tam gdzie mnie wysłał, ale tam w pokoju babeczka mówi że to nie tu i musze zapierdalać na 6 piętro do jakiegoś innego pokoju, stamtąd mnie wysłali na 4 piętro do jakiejś babki ona mnie pokój dalej, a tam spotkałem starszą kobietę, która jak się okazało była jakąś fiszą ( a dla pełnego obrazu, to była zima, a ja w zimowej kurtce po schodach zapierdalałem). I ja taki spocony wkurwiony na maksa, wchodzę i mowie jej z czym przychodzę, no więc ona próbuje mnie odesłać gdzieś dalej… no i pękłem, ( do wszystkich Emo – NIE PLAKAŁEM ALE SIĘ WKURWILEM) i mowie jej gdzie byłem, no z kolei ona się wkurwiła i dzwoni do tych chujów co to mnie wysłali po tych pokojach, opierdoliła, i kazała iść do tego pierwszego pokoju co żem na początku był. Wszedłem i zgadnijcie z kim musiałem pogadać, tak nie mylicie się z urzędnikiem Y. Ten chuj zamiast mnie przyjąć to kurwa chciał spokojnie przesiedzieć ostatnie 40 min swojego dnia pracy… no oczywiście się nie było dofinansowania na ten projekt który chciałem… ale cała przygoda przypominała mi jedno z zadań Asterixa… po prostu szok

Na pewno zdarzyło się wam mieć coś podobnego, jak tak to piszcie co :D posmiejemy się z takich urzędów…

To właściwie jeden taki przykład, ale mógłbym znaleźć ich więcej, jak choćby paranoja z PITEM. Mieszkam rzut bretem od urzędu skarbowego, ale ten akurat nie jest mój (znaczy ja w innym numerze jestem). Mój jest kurwa godzinę z buta albo 20 min autobusem i 7-10 min z buta od przystanku. Żeby było śmieszniej, oba urzędy są rozlokowane w tej samej części miasta…I ja żeby zapłacić haracz dla państwa, musze zapierdalać z pitem… albo go wsłać…. Tak czy siak sieka totalna, a jeszcze jak chcesz żeby ci zwrot podatku przelali to kolejny papier wypełniaj… ok. to mój obowiązek, wiem że musze, ale dlaczego kurwa to zawsze jest takie upierdliwe?
Kocham mój kraj, kocham Polskę, zawsze tak było – ale coraz częściej musze sobie to powtarzać, nie chodzi tu o Kraj, ale o to co się tu dzieje, coraz mocniej musze siebie przekonywać że chce tu żyć…
Cykut
09 kwietnia 2008
Relikt PRL-u."Jem przecież".Na moim zadupiu znalazłem sposób na te dziwki.Jestem cały czas miły a jak zaczyna szczerzyć kły grzecznie proszę o spotkanie z przełożonym "miłej" pani
03 marca 2008
ja miałam taką historię w Urzędzie Skarbowym- podbijam i grzecznie mówie, że pierwszy raz i żeby mi wytłumaczyła co i jak... no więc tłumaczy, a ja wypisuje... potem zostały tylko jakieś podstawowe dane (imię, nazwisko itp) . wypisałam, poszłam ,a babsko na mnie z ryjem,że źle!!! no i nie wytrzymałam- pisałam przy niej, a ona na mnie teraz jedzie, że źle!?! rzuciłam jej te świstki na biurko, a wychodząc tak walnęłam drzwiami, że szok... moja noga tam więcej nie zawita:P
sienia
03 marca 2008
Od kilku lat wojuję z paniami z poczty na moim osiedlu. Chcę kupić znaczek, to muszę stać niekiedy 30 min, bo akurat przede mną ktoś sobie życzy zrobić 50 przelewów międzynarodowych, czy nadać 10 paczek, a pani z drugiego okienka robi sobie przerwę (kiedy zupełnie nie są na to właściwie godziny), snuje się i przeszkadza tej pracującej. Kiedy zwróciłam uwagę, że ja chcę tylko znaczek kupić, usłyszałam - "a to każdy tutaj chce, jak zacznę wszystkich obsługiwać z tymi sprawami, to z kolei pan będzie za długo czekał" :] masakra. Dopiero jak się zwróci uwagę, że to nie czas na spożywanie posiłków, to druga, wielce obrażona, zasiądzie łaskawie na swoje stanowisko... Tam w ogóle jest ich kilka i wszystkie jednocześnie są zawsze "bardzo zajęte". We dwie muszą szukać kopert formatu A4 np., bo przecież jedna sobie nie poradzi:] Nie mam nic do osób szkolących się - sama to przerabiam - ale, na miłość boską - nie szkoli się będąc jedną prac

Dodaj komentarz